PATOMORFOLOG PIOTR
Patomorfolog
Piotr znając się na rzeczy do świeżych
zwłok podchodzi,
świeże zwłoki ogląda i swym
zwyczajem ze
zwłokami się wita świeżymi. „Szczęść wam
Boże, zwłoki” –
mówi rozcinając ciszę dobrym słowem.
I zwłoki
„Szczęść ci Boże, Piotrze” – mówią całą zastygłą
siłą
pośmiertnego stężenia. Niewidzialna żyła porozumienia
drobiny myśli
przewodzi. Zamknięta na skobel skóry
pusta świątynia
gotuje się na otwarcie.
Patomorfolog
Piotr na rzeczy się znając pacierz
zaczyna znak
krzyża skalpelem czyniąc. „W Imię
Ojca i Syna” –
rozwierają się bramy świątyni
i ani żywego
ducha tu już na wieki wieków.
Stęchłe bajoro
choroby w swym lustrze twarz Piotra ukazuje,
a on przygląda
się mu i w nim się przegląda i widzi.
I odpowiedź
znajduje, powody istnienia zna i dowody
nieistnienia
poznaje w mule dna prawdy brodząc.
I nagle
piszczałki czystych organów wyrosłych ponad
chorobą
wiotczejąc pasję grają, po raz ostatni z pasją
dźwięki wydają.
Kończy się koncert, formalinowy żywot
się rozpoczyna,
strużką światła pokazuje drogę.
Patomorfolog
Piotr swoim zwyczajem zaszywa się w ciszy
modlitwę
zakończywszy. Drobne krzyżyki nicią czyniąc
równomiernie
oddycha innych oddechów nie oczekując.
I „Zostańcie z
Bogiem zwłoki” – mówi.
I zwłoki
„Zostańże z Bogiem Piotrze” – mówią chłodnym
echem wygasłej
świątyni. Kończy się pierwsze spotkanie
ostatnim
spotkaniem zarazem będące. Lekarz ostatniego
kontaktu ostatni
kontakt kończy.
Patomorfolog
Piotr z pracy wychodzi jak z domu. Ciałem
uniform
przechodnia wypełnia i „ Gdzie jest mój dom?” –
pyta. I jak
prawdziwy przechodzień przechodzi obok,
kręgi zatacza i
znaki krzyża językiem czyniąc
każdym oddechem
wyznaje miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz