BŁYSKI
Tak.
Tak. To prawda. Znowu zachowujemy się
jak
nieludzie. Drapiemy się po plecach
i
pomrukujemy tylko, i nic, zupełnie nic więcej.
Dusze
wylatują z nas małymi porcjami,
są w
kroplach potu i w ślinie.
Deszcz,
który na nas pada, staje się lepszy
od
tych płynnych dusz. Potem zachodzi
jakaś
dziwna reakcja, szaro się robi wokoło.
I
nagle słońce, i pewność, że to już wszystko.
Katharsis.
Wypijamy wodę z kałuż,
zbieramy
pierwiastki ciągle żywych
niewidzialności.
Iskam
cię z resztek prozy i zgniatam je dokładnie
paznokciem
śmierci. A ty uśmiechasz się
choć
nie wiesz, że została już tylko pustka
i
poezja.